Powrót

Dzień 8.

Dziś wieczorem dojechaliśmy do miasta zwanego Therizo. Tam nastąpił rozładunek czołgów, amunicji i paliwa. Inżynierowie, którzy jak się okazało również jechali z nami, od razu popędzili do najbliższej fabryki przekazać plany naszych ulubionych kraunijskich zabawek – ciężkiej artylerii typu 50-500 ”Thunderbolt”.

Gdy w okolicy pociągu trochę się uspokoiło, kapitan Rozpi zarządził zbiórkę na dworcu, na której padły jedynie słowa ”Jak przyłapię któregoś na kradnięciu czegoś więcej niż Bmaty to osobiście dopilnuję żeby nie wyszedł z pola scrapu zanim nie awansuje na porucznika”. ”Wiem”- szepnął stojący obok mnie porucznik Finio. ”Ja już awansowałem 3 razy”.

Po takiej ”mowie” motywacyjnej ruszyliśmy na odprawę aby zapoznać się ze stanem wojny, wyglądem frontu oraz charakterystyką danych terytoriów. Gdy już przyswoiliśmy konieczną wiedzę, nadszedł czas na ostatnie chwilę odpoczynku. Jutro wyruszamy do miasta Silk Farms w Shackled Chasm, więc wypada odpocząć. Kostucha z Domczakiem już wytrzasnęli skądś ciężarówki. Nie wiem czy ukradli czy sami zrobili ale w sumie ten sprzęt jest zrobiony w całości z Bmatów, więc chyba nie złamali rozkazu kapitana.

Dzień 7.

No i chuj no i cześć. Wardeni dowiedzieli się o naszym transporcie. Całe dowództwo zadaje sobie teraz jedno pytanie: jakim cudem? Cóż, wbrew pozorom odpowiedź może być całkiem prosta. Odkąd w eter poszła informacja o wycieku tajnego transportu żołnierzy i broni cała centrala szuka jakichś ”altów”. Ciekaw jestem co to jest i czy pomoże nam to wygrać wojnę. Wypadałoby dowiedzieć się też co to ma wspólnego z Frontem Północnym. Z resztą, jak dla mnie to nawet lepiej bo w końcu jedziemy też w dzień.

Kapitan James Stalker pseudonim ”Dark” kazał mi dzisiaj przyjść do swojego biura, gdzie wydał rozkaz poinformowania żołnierzy o planowanym czasie dotarcia do celu. Wszyscy jesteśmy zadowoleni, że w końcu opuścimy ten jeżdżący kocioł i wrócimy do stojących w miejscu ciepłych bunkrów. Szkoda tylko że śnieg skończył się jak tylko zjechaliśmy na niżej położoną część Veli. Jeden z oficerów nadzorujących pociąg zapewnił mnie jednak, że na północy tego towaru mi nie zabraknie i jeszcze będę prosić o ciepły pociąg. Ciekawe czy ma rację?

Dzień 6.

A więc tak wygląda Veli. Aż dziwnie wyglądać za okno po dwóch dniach patrzenia na piasek. Ta część republiki w zupełności różni się od wszystkiego co do tej pory widziałem. Im dalej zmierzamy na północ, tym zimniej zaczyna się robić. Dobrze, że Armia dała nam cieplejsze ubrania bo chłopaki zamarzłyby w tych wagonach. Jednak babcia miała rację, kalesony mogą wygrać wojnę. Jest jeszcze jeden plus spadku temperatur- oficerowie otrzymują ciepły posiłek. Dla takich chwil warto było poświęcić się służbie.

Dzień 5.

Mam już szczerze dość tego piachu. Włazi wszędzie, począwszy od butów a kończąc na kanapkach i nie idzie się tego pozbyć. Na szczęście jeśli wierzyć mojej radiostacji jutro powinniśmy dojechać do Veli. W końcu zjem śniadanie, które nie ma w swojej zawartości przynajmniej 60% piasku.

Chyba wróg nas jeszcze nie odkrył, choć meldunki są coraz bardziej mroczne. Jeśli wierzyć łącznościowcom, aktywność Wardeńskich czołgów szturmowych ”Silverhand” wzrasta z dnia na dzień. Jak zwykle musimy ratować Republice dupę.

Dzisiaj kapral Rabbiteusz otrzymał rozkaz sprawdzenia broni na swoim posterunku i pociągnął serią ostrzegawczą pod nogi pasącej się obok torów kozie. Szkoda że obsługiwał granatnik ale widać taki już ten los przewrotny…

Dzień 4.

W nocy przejechaliśmy przez góry. Nigdy nie spodziewałbym się zobaczyć pustyni, która sąsiaduje bezpośrednio z górami. Pociąg jak na razie nie ma opóźnienia. Jak widać Krauniańskie pociągi, w przeciwieństwie do tych z Dimiourga, potrafią się trzymać rozkładu jazdy. Nawet burza piaskowa nie była w stanie zatrzymać rozpędzonej lokomotywy.

Ciężko w to uwierzyć ale przebyliśmy 1500 kilometrów w niecałe 3 dni. Niestety okazuje się, że noce po tej stronie gór są krótsze, a więc więcej czasu spędzamy siedząc na tyłkach niż jadąc.

W ramach ćwiczeń fizycznych, kapitan Driva kazał nam przerzucać skrzynie z amunicją do czołgów. Dzięki temu dowiedziałem się, że w jednym wagonie jest dokładnie 67 skrzyń pełnych pocisków. Szkoda tylko, że są ciężkie jak sam skurwysyn. Taki już widać los żołnierza.

Dzień 3.

Podróż mija mi na obsłudze radiostacji, śnie i spacerach wzdłuż pociągu. Jestem pod wrażeniem jakości tuneli przygotowanych na poczet tej operacji. Długie na około 3 kilometry, wysokie na 20 metrów i zabetonowane tak grubo, że ciężko stwierdzić ile komponentów poszło na budowę tych tuneli. Na pewno musiało to obciążyć lokalne przedsiębiorstwa. Pytanie po co to wszystko skoro jak na razie żadnemu z naszych wrogów nie udało się zbudować samolotów o wystarczającym zasięgu. A może po prostu dowództwo nam o tym nie mówi? Chuj wie tych snobów tam na górze. Najważniejsze jest to, że mam nieograniczony dostęp do kawy. Przynajmniej na razie. Wykorzystuję ten fakt grając w karty z resztą pułku. Jak na razie przejebałem około 3 półkilogramowych worków na rzecz Finia. Skubany ma szczęście w kartach. Na szczęście inni nie mają takiej smykałki i udaje mi się ich ograć. Część z nich pozbyła się już żołdu, którego jeszcze nie dostali. Znaczy i tak będę musiał im go dać bo Dowództwo surowo każe za jakiekolwiek oszustwa finansowe w armii ale satysfakcja jest moja.

Dzień 2.

A więc jedziemy. Wczoraj wieczorem cały pułk został ustawiony na głównym placu naszej bazy operacyjnej i otrzymał oficjalną odprawę: mamy udać się na najbliższą stację kolejową, przygotować ją na ewentualność ataku partyzantów i czekać na dalsze instrukcje. Wsiedliśmy więc do ciężarówek i ruszyliśmy. Nasz dowódca nie okazywał żadnych emocji ale w pułku wrzało jak w ulu. Mimo iż silniki Haulerów nie są najcichsze dało się słyszeć ożywione rozmowy żołnierzy. Po blisko 7 miesiącach walki z rebelią każdy z nich był niepewny podróży na front. Przed nami była tylko niepewna przyszłość na froncie z "borówkami" jak pogardliwe nazywano Wardenów.

Podróż trwała około 3 godzin. Podczas jazdy minęliśmy dziesiątki jeśli nie setki pól i gospodarstw. Z części z nich wychodzili żołnierze- obława na niedobitki rebeliantów wciąż trwała i przesuwała się coraz dalej od bazy. Po dotarciu na stację okopaliśmy się zgodnie z rozkazem i czekaliśmy. Około 2 nad ranem stojący ze mną na posterunku kapral Talero wymamrotał jakby w moją stronę "Patrz jak jedzie tam w oddali, pociąg pełen Coloniali". Na poezje mu się kurwa zebrało! Już miałem go przywracać do pionu lecz wtem usłyszałem gwizd pary- na stację wtoczył się pociąg wypełniony MPT "Falchion". Muszę przyznać, robiło to wrażenie. Pancerze czołgów lśniły w świetle lamp na stacji a karabiny maszynowe i działa przeciwpancerne spoglądały groźnie na wszystkie strony. A ja głupi się zastanawiałem gdzie po operacji podziały się te wszystkie czołgi!

Pociąg stanął na stacji a do naszego kapitana podszedł jakiś oficer w czapce konduktora. Wymienili kilka zdań po czym otrzymałem rozkaz zebrania pułku na peronie w trybie natychmiastowym. Po około 15 minutach staliśmy w pełnej gotowości czekając na rozkazy. Polecenie było proste: pułk ma się załadować do pociągu i przygotować się do objęcia stanowisk obronnych na wagonach w południe. Zaraz po odprawie podszedł do mnie ten sam oficer, który rozmawiał wcześniej z kapitanem i wydał mi rozkaz zajęcia wagonu komunikacyjnego i odbierania raportów o trasie przejazdu. Jak wynikało z jego słów transport ten był ściśle tajny i nikt nie mógł zobaczyć pociągu. Dlatego też jeździł on tylko z nocy, natomiast w dzień miał on stać w specjalnie przygotowanych tunelach i pod obstawą czekać na zmrok.

Wchodząc do swojego wagonu ziewnąłem. Ile dałbym za kubek czarnej kawy... i w tym momencie stanąłem jak wryty. Tuż obok radiostacji stał talerz kanapek i dzbanek kawy. "O kurwa." mruknąłem zaskoczony. Obok talerza stała karteczka z napisem "Dowództwo dba o swoich ludzi". Legenda głosi że ktoś w to kiedyś kurwa uwierzył. Śniadanie jednak było smaczne. Po około 10 godzinach odsłuchu przyszedł mój zmiennik, więc poszedłem do wagonu sypialnego, jeśli mogę tak nazwać kilka łóżek ma krzyż stojących w miejscach siedzeń. "Lepszy rydz niż nic" mruknąłem i odpłynąłem w objęcia Morfeusza.

Dzień 1.

Dziś rano przyszedł list gratulacyjny z dowództwa. Już słysząc o tym wiedziałem że coś się święci. Te skurwysyny nigdy nie piszą do nas takich rzeczy jeśli czegoś nie chcą. Zaledwie kilka dni temu zakończyła się jedna z największych operacji tego "frontu"- ponad 100 Czołgów Masowej Produkcji typu "Falchion" odniosło "spektakularne zwycięstwo nad Guardiańskimi siłami pancernymi" lub jakkolwiek ci od propagandy to nazwali. Tak na prawdę to była po prostu rzeź- zarówno dla nas jako pułku wsparcia, bo zajechaliśmy się jak silnik w Kranesce, jak i dla wrogich rebeliantów, którzy chowali się po okolicznych wsiach.

Ich "siły pancerne" nie istniały już od dobrych kilku tygodni po tym jak nasze siły uzbrojone w Ręcznie Wyrzutnie Przeciwpancerne typu Ignifist 40 odcięły wszystkie drogi w regionie i przeczesały wszystkie możliwe kryjówki w lasach. To skurwysyństwo wypalało w pojazdach dziury na wylot! Colonialni naukowcy zdecydowanie przesadzili. Z resztą, dowództwo doskonale o tym wiedziało i jak widać nie stanowiło to dla nich problemu.

Wracając jednak do listu, jako adiutant kapitana naszego pułku otrzymałem go około południa w celu zapoznania się z jego treścią. Usiadłem więc i zacząłem czytać. "Wolą Senatu Messańskiego pragniemy złożyć na Wasze ręce, Drodzy Żołnierze, gratulacje za...". Bla bla bla, oficjalne pierdolenie, powiedzcie lepiej wprost czego od nas chcecie. Po pobrzeżnym przejrzeniu zawartości listu udało mi się ustalić główny jego powód: Pierwszy Krauniański Pułk Wsparcia zostaje uznany za zbędny po tej stronie frontu i w najbliższym czasie zostanie przeniesiony. 

Nie zdążyłem się nawet dobrze nad tym zastanowić bo do mojego bunkra służącego mi za biuro wpadł posłaniec. Po jego wyglądzie od razu rozpoznałem posłańca z Głównego Dowództwa. Gdy tylko mnie zobaczył wypalił "List Specjalny do dowódcy Pierwszego Krauniańskiego Pułku wsparcia od...". "Dobra, połóż ten list na biurku i już się nie nadymaj. Odmaszerować" odparłem. Posłaniec zrobił co kazałem i wyszedł. Odłożyłem list gratulacyjny na bok i spojrzałem na kopertę listu.

O kuźwa, najwyższy priorytet. "No nic, chyba trzeba przerwać poobiednią sjestę kapitanowi" uśmiechnąłem się sam do siebie i wszedłem do jego biura. Oczywiście od razu po wejściu zaczął się drzeć, że jak to tak budzić dowódcę ale na moje szczęście zauważył kopertę i napis na niej. Bez słowa wyrwał mi z ręki kopertę, przeczytał uważnie i paskudnie się uśmiechnął. "Angel, co ty tu jeszcze robisz? Lecisz na pełnej i ogłaszasz co następuje: dziś wieczorem cały pułk ma być gotowy do wyjazdu. Jedziemy zawieść" Falchiony" na front Caoviański i przy okazji najebać Wardenom!". Po tych słowach wiedziałem już wszystko- dowództwo znowu sobie nie radzi na północy. Kurwa, a zaczynałem lubić to miejsce.

Witaj w sekcji Lore
Krauniańskiego Pułku Wsparcia

V 1.2.8
20.10.2023

Dzień 8

Dzień 7

Dzień 6

Dzień 5

Dzień 4

Dzień 3

Dzień 2

Dzień 1